Perły z lamusa - niezwykłe zjawiska w Fonomasterze ciąg dalszy
Spis treści
Prawdziwa historia zmagań z Fonomasterem
Wstęp do wstępu
Chyba trochę mnie poniosła fantazja, okazało się bowiem że moje wnioski co do zachowania Fonomastera były nieprawidłowe. Okazało się, że podtalerzyk nie chce przyciągać magnesów neodymowych i wzajemnie. Zajrzenie pod spód chassis obnażyło sedno tego zjawiska, które tak mnie zdumiało w pierwszej części tego tekstu.
Wstęp
Po latach oczekiwań na jakiś sensowny gramofon, po, w moim przekonaniu, falstarcie związanym z drogim i estetycznym inaczej G-600 w końcu ujrzeliśmy Fonomastera. Dla ludzi kolekcjonujących płyty był długo oczekiwanym zbawieniem... Nie było mnie w tej grupie, ponieważ miałem już inny gramofon, ale mogłem obserwować to co Fonomaster zrobił w "środowisku płytowców "
- Na plus wyszło to, że posiadacze Fonomastera przestali być izolowani w sensie pożyczania płyt.
- Okazało się, że w rozsądnych kosztach można mieć całkiem fajne brzmienie.
Niestety po wstępnym zachłystnięciu się nowym wyrobem okazało się, że jest parę mankamentów:
- Na rynek trafił produkt samowystarczalny czyli ze wzmacniaczem i kolumnami, a przecież cześć użytkowników miała już radio lub wzmacniacz stereo cześć lampowe, ale większość cieszyła się juz Elizabetką Stereo lub nawet Meluzyną.
W konsekwencji trzeba było mieć dwa wzmacniacze na pokładzie. A przy okazji także mniej chcianą parę kolumn. Jeśli ktoś chciał jeszcze mieć magnetofon stereo, no to miał bardzo skromny wybór albo ZK246 albo nic. Oczywiście ktoś z tzw. dojściami mógł mieć jakąś Teslę stereo.
Rozważania o sprzęcie zachodnim celowo pomijam... z powodu drastycznego mijania się cen z soc-rzeczywistością.
Posiadacze gramofonów wiedzieli, że mówiąc gramofon mamy na myśli gramofon napędzany rolką bowiem napędy paskiem dopiero się zaczynały. O napędach bezpośrednich nawet nie wspominam... Ponieważ słuchacze radyjek z Diory rzadko mieli do czynienia z intensywnym brzmieniem tonów niskich przeto muzyki słuchało się na zasadzie "wszystko w prawo" plus kontur (loudness) oczywiście. Efektem było dość szybkie "wzbudzanie" się gramofonu i wywołanie w domowych pieleszach efektu znanego z filmu "Trzęsienie Ziemi" (przy okazji, którego debiutowało w wybranych kinach nagłośnienie Dolby Sound)
Po co o tym piszę ? , ano dla ludzi będących bliżej sztuki gramofonowej napęd rolka stał się synonimem przestarzałości i właśnie mniemania, że to napęd talerza jest jedynym źródłem opisanego wyżej szkodliwego dudnienia. Nie do końca jest to prawda, ale pojawienie się nowego produktu (G-600) napędzanego zgodnie ze standardem lat 60 tych było jednak pewnym obciachem.
Reasumując fani chcieli gramofonu bez wzmacniacza i napędzanego paskiem, a dostali komplet ze wzmacniaczem i kolumnami z napędem rolką.
Oczywiście wszyscy wytwórcy sprzętu audio mieli doskonałe alibi, które opierało się na badaniach rynku. Rynek opierał się na ludziach - potencjalnych użytkownikach, a ci mieli taką świadomość techniczną jaką mieli. W gronie dalszych znajomych znalazł się pewien koleś, który kupił radioodbiornik, i natychmiast go zareklamował, z powodu, że nie gra. Dopiero sprzedawca w ZURiCie "uświadomił go jak straszliwie się myli" żądając od radia, które kupił bez kolumn, aby wydało z siebie dźwięk... To dawało pewne uzasadnienie sprzedawania rzeczy, które włączone do prądu grają. Proszę zwrócić uwagę że pierwszy polski magnetofon KASETOWY stereo też był ze wzmacniaczem, a czy w zestawie z kolumnami powiem szczerze nie pamiętam.
Chwała G601A
Powyższy długawy wstęp miał za zadanie wykazanie dlaczego polski Record Deck G-601A stał się długo oczekiwanym strzałem w dziesiątkę dla wielbicieli płyt. Moim zdaniem była to jedna z najbardziej udanych konstrukcji i nie tylko moim ponieważ gramofon ten nadal jest ceniony nie tylko wśród Dziadków. Ja też jestem fanem G-601 choć nigdy nie stanowił mojego podstawowego wyposażenia.
Te z grubsza 50 lat eksploatacji tych gramofonów obnażyło jednak trochę mankamentów, w myśl zasady, że w miarę jedzenia apetyt rośnie.
Są to drobiazgi konstrukcyjne zaczynając od tzw ósemki, po wkręty blokujące gniazdo DIN uniemożliwiające sprawne zdemontowanie ramienia. (Wkręty wystają za daleko dzięki czemu ramię nie daje się wyciągnąć z tulejki mocującej) Jeden ze znajomych po linii gramofonowej w cywilu muzyk zdefiniował to na co bezwiednie skarżą się użytkownicy, a mianowicie telepanie się talerza na boki. Dokładnie tego rodzaju zjawiska opisuje Joseph F. Grado w serii artykułów "Do Turntables Affect Sound?" by Joseph (Audio June 1977) Chodzi o nic innego jak zbyt duży luz w łożyskowaniu talerza. Z czego to wynika ?, ano z zapewnienia pełnej wymienności podzespołów. Występuje to w mniejszym stopniu także w innych gramofonach. Dla poprawienia jakości łożyskowania wystarczyłoby kontrolować luz i wprowadzić wymiarowe grupy selekcyjne. No, ale w czasach, gdy każdy gramofon sprzedawał się na pniu, a po wyjściu ze sklepu zyskiwał kilkakrotnie na wartości zwracanie sobie głowy takimi duperelami nie miało żadnego znaczenia dla producenta. Wyleczenie problemu daje dorobienie nowych panewek łożyska, co jednak niekoniecznie jest wykonalne dla użytkownika niezorientowanego technicznie. Aby wyleczyć gramofon kolegi poeksperymentowaliśmy trochę z gęstością smaru w łożysku i udało się w końcu problem zaleczyć. Ciekawe jedynie dlaczego wpływ tego łożyskowania na dźwięk usłyszał muzyk, a nie audiofil....
Pomysł na racjonalizację
Przy okazji opisanego wyżej problemu przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Aby poprawić łożysko trzeba je było zdemontować. Jak pomyślałem tak zrobiłem... Oczywiście łożysko jest nie demontowalne, a wszystkie łączenia są tradycyjnie upaprane czerwona farbą. Tak, tak kiedyś przewidywano, że ktoś może chcieć rozmontować gramofon, a nie jak dziś.... od razu śmietnik. Po zdemontowaniu objawiły się 3 otwory i wtedy tknięty jakiś olśnieniem przymierzyłem tak silnik Direct Drive, który akurat miałem pod ręką. Okazało sie ze otwory pasują idealnie...
Przypadek ???
Realizacja racjonalizacji
Zamontowałem rzeczony silnik. Pozostało wykonać dwie rzeczy:
Zasilanie silnika
Szczęśliwie wewnątrz skrzynki gramofonu miejsca jest sporo, więc całe oryginalne sterowanie dało się ładnie rozmieścić Pewien problem stanowiło jedynie skomponowanie zespołu izostatów, aby stary układ przycisków pasował do nowego sterowania. Oj chyba znam lepsze zajęcia niż rozbieranie i składanie izostatów :)
Co do zasilania można pójść jeszcze krok dalej. Można zastosować zasilacz do silnika typu "quartz lock" ale będzie to wymagało zainstalowania dodatkowego przełącznika. Trzeba będzie się zatem pogodzić ze zmiana wyglądu lub ukryć przełącznik np pod talerzem...
Osadzenie talerza
Silnik Direct Drive ma na wyjściu wałek zgodny z normami i wymogami "pasowania do płyty" wiadomo więc jaki otwór musi być w podtalerzyku, który zamierzamy na naszym silniku osadzić.
Aby uniknąć problemów na styku stary trzpień - nowy trzpień zastosowałem tulejkę redukcyjną (też pozostałość po jakimś innym projekcie).
Po zmontowaniu rzecz zadziałała, a nowy silnik radzi sobie spokojnie z nowym talerzem.
Wykończenie gramofonu na czysto
Aby zrobić ten gramofon "na czysto" należałoby zrobić porządny podtalerzyk "na miarę" zamiast wykorzystywać stary, który przy próbach wyjęcia oryginalnej osi i tak zawsze pęka :) No, ale wtedy nie byłoby żartobliwej maskarady opisanej w pierwszej części tekstu. W maskaradzie bierze też udział stary silnik i pasek, no cóż nie przeszkadzają... tyle tylko, że tym razem talerz napędzany w układzie Diect Drive napędza silnik... (do czego to doszło) Dla pełniejszej formy żartu można było napędzić silnik "paskowy" chociaż z baterii :) Oczywiście w wersji docelowej silnik "paskowy" można zdemontować, a otwór po nim można zaślepić Silnik Direct Drive jak najbardziej jest "z epoki" więc można całemu projektowi "dorobić gębę' zapomnianej, zaginionej lub tajemniczej konstrukcji Foniki Pewno jako zaginiony prototyp zyskałaby na wartości, a tak tylko zyskał na jakości, bo talerz nie będzie się już telepał na boki, a i temat paska znikł na zawsze...
Zakończenie
Jak pisałem wcześniej do wykonania tej przeróbki zainspirował mnie znajomy muzyk, zacny obywatel świata gramofonów i świata Foniki. O ile natknie się na ten tekst i zechce się odezwać, to z chęcią podaruje mu opisany wyżej egzemplarz gramofonu. Oczywiście dołożę ramię... Co do wykończenia, to myślę że konsensus dalszych działań ukształtuje się w dyskusji przy kawie... :)
Tekst i zdjęcia: Maciej Tułodziecki