Perły z lamusa czyli nostalgia kontra zdrowy rozsądek
Spis treści
Cud licencji - zbawienie czy klęska
Ten tekst jest mocno subiektywny, ponieważ opiera się na Moich osobistych refleksjach, a te opierają się z kolei na moich osobistych wspomnieniach. Wszystko zaczęło się od muzyki, której praktycznie słucham "od zawsze". Słuchałem jej ze źródeł jakie wtedy były dostępne. Nie wracać, do czasów starych odbiorników lampowych podkreślając jedynie, że był to dźwięk monofoniczny. Tak stereofonię można było znać jedynie z opowiadań lub nielicznych domów gdzie ktoś przywiózł sprzęt z ciepłych krajów i mógł się raczyć dźwiękiem z dwu głośników. Wiadomo było ze stereofonia istniała bowiem płyty które docierały do Polski były jak najbardziel stereo (also palyable mono). Tak czy inaczej były traktowane z dużą rezerwą, co najmniej jako podejrzane. Byli nawet tacy, którzy twierdzili, że odtwarzanie ich na gramofonach mono psuje dźwięk i wrażenia z odsłuchu są niepełne. Wreszczie gdzieś na początku lat 70-tych pewnego dnia zobaczyłem na własne oczy zestaw stereofoniczny stojący w sklepie ZURiT-u na ulicy Marszałkowskiej nieopodal słynnego pawilonu Cepelii. Zestaw ten zrobił na mnie wrażenie niesłychanie topornego i paskudnego z wyglądu. Był też jakoś koszmarnie drogi... Zapamiętałem na całe życie gramofon koloru socjalistycznej rzeczywistości wraz ze wzmacniaczem pasującym do niego kolorem. Kolumny chyba stały na nóżkach i miały kolor mahoniowy (ulubiony kolor meblarzy z Wyszkowa) z takniiną maskownicy jasno żółtą... Z tego co to grało i jak grało nie pozostał mi w pamięci nawet okruszek...
Przy okazji tego wspomnienia chciałbym się zastanowić jak ten sprzęt wyglądałby dzisiaj i czy obronił by się w XXI wieku w świetle dzisiejszych wymagań. Innymi słowy rozważyłbym zagadnienie:
Pierwszy polski sprzęt stereofoniczny vs sprzęt XXI wieku
Przejdźmy może do szczegółów:
Ów sprzęt, który widziałem w sklepie ZURiTu około 50 lat temu to był:
Gramofon G600,
Wzmacniacz W600
Kolumny (najprawdopodobniej) A12.
G600
Gramofon G600 był już opisywany na stronie technique skrót informacji poniżej
W600
Kolumny lat 70-tych
Fragment dotyczący kolumn jest w znacznej mierze poświęcony temu czego można było słuchać zanim do koncernu we Wrześni wkroczyła licencja Pioneer, która trwa do dziś. Skoro tak trwa od niemal 50 lat, to rzecz jasna jej baza odpowiada poziomowi konstrukcji z tamtych lat, choć trzeba obiektywnie przyznać, że jest przez te lata twórczo rozwijana. Rozwój tej licencji nie jest jednak celem tego opracowania...
Między stereofonią lat pionierskich a stereofonią późniejszą od czasów Meluzyny w górę istnieje jedna zasadnicza różnica, którą ujmuje magiczne i popularne dziś słowo TARGET. Otóż trafiamy na czas gdzie pod strzechami mieszkały radia rodem z Diory i gramofony "typu Bambino" Sprzęt lepszy "targretowany" był dla odbiorcy zbiorowego, miał zatem zamieszkać w szkołach domach kultury, świetlicach itd Nikt raczej nie "targetował" tego dla indywidualnego użytkownika. Mogą to zapewne potwierdzić kolekcjonerzy, ile z cudem odzyskanych sprzętów ma numery inwentarzowe jakiegoś przybytku kulturalno-oświatowego. Nie było zatem aż tak istotne, że był to sprzęt drogi, skoro dobroczynny ustrój sprzedawał go sam sobie... Jeżeli popatrzy się np na głośniki sprzed ery Pioneera. Były raczej "polską odpowiedzią na produkty Goodmansa niż czymś co miało byc produkowane tanio i masowo w myśl raczkującej już wówczas zasady:"Będzie tylko trochę gorzej ,ale za to dużo taniej"
Popatrzmy dla przykładu na głośniki 12 calowe wówczas pod symbolami GD 30/10 lub GDS 30/10 to oznaczenie pozostało z nami do dziś i oznacza Głosnik Dynamiczny 30 cm średicy i 10 W mocy. Omawiane głośniki wyglądały tak
Po wkroczeniu licencji pioneera pojawiła się nowa wersja GDS-a Mocniejsza o 5W ale nadal przeznaczona do wzmacniaczy lampowych z wyjściem 15 Ohm
ten egzemplarz jest nieco ułomny, konstrukcja z której został pobrany wymagała podcięcia kosza, co wszakże na porównanie wyglądu nie wywiera wpływu...
Porównanie głośników sprzed licencji i po licencji wyraźnie pokazuje że pod względem konstrukcji i jakości wykonania był to krok wstecz, ale mógł się zmienić "target". Może zdolny marketingowiec mógłby przekonać nabywców, że kosz lany jest gorszy od klepanego, a magnes Alnico od ferrytowego, ale ja osobiście marketingowcom z zasady nie ufam. Target licencyjny miał już odpowiednio zamożny portfel i mógł sobie na tym głośniku wyrzeźbić np. "piecyk do gitary". Mamy więc produkt licencyjny, który produkowany radykalnie taniej mógł w znacznych ilościach trafić pod strzechy.