Polskie gramofony
Spis treści
Wstęp
Prehistoria
Złote lata
- DSC06512a.JPG\Po zdjęciu talerza widać tabliczkę znamionową (brak paska)
Lata chude
Epilog
Spojrzenie z punktu widzenia XXI wieku
Podczas jazdy z Bydgoszczy drogą 25 w stronę Koszalina w miejscowości Stopka (przed Koronowem) zauważyliśmy stojąca lokomobilę. Postanowiliśmy zrobić kilka zdjęć. Lokomobila jak się okazało jest częścią skansenu złożonego głownie z maszyn rolniczych i dawnego wyposażenia wiejskich domów i zagród. Można oprócz tego zobaczyć trochę starych maszyn niekoniecznie rolniczych. Część eksponatów posiada tabliczki z opisem, część jest też starannie odnowiona. W porównaniu z innymi skansenami np. wsi mazowieckiej w Sierpcu, to ilość zgromadzonych w Stopce eksponatów tego typu jest kilkunastokrotnie większa. Dla zainteresowanych dawną "techniką wsi" jest to prawdziwy rarytas. Koncentrując się na lokomobili zrobiliśmy kilka zdjęć, niestety złomiarze pozostawili dla potomnych głównie kocioł na kołach. Nie mniej jesteśmy pod wrażeniem. Mamy też nadzieję że, może w Polsce jest więcej tego typu zbiorów...
Założeniem tego punktu jest wskazanie na kilka ramion występujących w seryjnie produkowanych gramofonach, które potencjalnie nadają się do zastosowania we własnych konstrukcjach (DIY) lub do przeniesienia do innych gramofonów. Podstawowym warunkiem, aby powyższy cel mógł być spełniony jest sposób mocowania ramienia. Zdecydowanie najłatwiej jest to zrobić wtedy, gdy ramię jest mocowane w tulei i ma możliwość regulacji położenia góra-dół. Prosta automatyka nawet typu auto-stop tez niestety nie pomaga w wykonaniu tego zadania, ale będzie wymagała wykonania drobnych przeróbek lub w najgorszym wypadku zastosowania innej windy.
Cała ta zabawa ma główny cel jakim jest utrzymanie się na przyzwoitym poziomie technicznym w ramach naprawdę niskiego budżetu czyli powiedzmy w granicach 100 - 150 PLN
Ramię Tesla czyli czeska odpowiedź na SME
Polskie ramiona z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
Margo (1979?)
Ten gramofon zrobiłem dawno.... Trudno mi było nawet określić to jakoś w czasie, ale na szczęście po tłach starych zdjęć udało się to zrobić. Było to połączenie początków sztuki inżynierskiej na poziomie III roku studiów i inspiracji przedziwnym gramofonem jednego z kolegów. Z całą pewnością zacząłem go rysować w roku 1977 lub 1978.
Potem przystąpiłem do realizacji i zaczęły się schody czyli poszukiwanie materiałów. Oczywiście największy problem był z materiałem na talerz i podstawę. Wtedy z braku innego wyjścia padło, aby te najbardziej kłopotliwe elementy odlać. Z pewnym trudem, korzystając ze znajomości kolegi, znaleźliśmy odlewnię aluminium. Trud polegał na tym, że oblężone przez służby mające na celu zwalczanie wszelkich zagrożeń związanych z odradzaniem się kapitalizmu, zakłady rzemieślnicze były wtedy dość dobrze zakonspirowane. Okazało się ponadto, że są kłopoty z odlewami tego gabarytu, co udało się jakoś rozwiązać (przez znalezienie przypadkiem skrzynki odlewniczej odpowiednich rozmiarów, która nie potrzebna zalegała w zaprzyjaźnionej firmie). W końcu wykonałem ze sklejki modele trzech elementów i elementy udało się odlać. Przy okazji trzeba powiedzieć, że w odlewniach tradycyjnie płaci się od kilograma, więc trzy spore odlewy były jak na one czasy dość drogie. Odlewnie głównie produkowały wtedy antyki, a przy okazji okazało się, że jako element jakiegoś finezyjnego żyrandola odlewane są kule puste w środku o wymiarach podchodzących pod nasz projekt. Jedna z nich została odlana jako pełna, aby łatwiej zamocować silnik.
Pozostało elementy obrobić. Ten trud podzielił się pomiędzy trzy warsztaty i jakoś to w końcu dało się uzyskać.
Przy okazji okazało się, że toczenie krążków o średnicach rzędu 30 cm nie jest popularne więc znalezienie tokarki z odpowiednim uchwytem też nie jest takie proste.
Brakujące materiały udało się kupić w kultowym sklepie z materiałami kolorowymi na Wileńskiej w Warszawie (sklep istnieje do dziś i nie wliczając dostawiania cyfr ma ten sam numer telefonu co 30 lat temu - przy okazji pozdrawiamy załogę). Brakujące elementy, czyli silnik z zasilaczem i ramię, dostarczył "dawca" czyli Fonomaster. Zasilacz został zabudowany w oddzielną skrzynkę, a gramofon uzyskał dźwięczną nazwę MARGO co było nazwą planety z jakiej przybył na Ziemię niejaki Zong - ciąg dalszy u Kurta Vonneguta jr.
Gramofon był dość udany, charakteryzował się dobrą izolacja od otoczenia i silnika...używałem go jakiś czas.
Straciłem go z oczu ponad 20 lat temu.... ale zachowało się trochę czarno-białych zdjęć
Tekst przygotował dr inż. Maciej Tułodziecki